Ludzkie czyny kąsają nasze zbrukane ciała.
Ludzkie słowa ranią nasze pokiereszowane dusze.
Jednak to chłodna obojętność ludzi wyrządza nam największą krzywdę.
Spojrzenia przechodniów ześlizgują się po mnie i wędrują dalej. Idę ulicą, w zakrwawionych, poszarpanych łachmanach, które zasługują jedynie na spalenie. Obdartuska krocząca pewnym krokiem nie robi już na nikim większego wrażenia. To straszne. Nasze społeczeństwo cierpi na nieczułość. Bo lepiej jest zająć się samym sobą, niż wyciągnąć dłoń do potrzebujących. Rzecz jasna, nie oczekuję pomocy. Marzę jednak, by ludzie zaczęli grać zespołowo. Lecz oni wolą wzajemnie się wybijać, nieuchronnie zbliżając nas do zagłady bezinteresowności.
Spieszę się. Czym prędzej powinnam opuścić bajeczne miasto. Na odwet przyjdzie jeszcze pora. Teraz priorytetem jest zdobycie zaufania kogoś innego. Kogoś bardzo wpływowego. Powinnam zmienić dotychczasowy port na Przystań Zwycięstwa.
W moim mieszkaniu panuje zatrważający bałagan. Edgar tu był. Po krótkich oględzinach stwierdzam, iż zabrał moje zabawki. Zniknął glock 17, piła, obcęgi oraz ukochane noże. Kopię wywrócone krzesło. Niech go piekło pochłonie! Wie, jak doprowadzić człowieka do białej gorączki. Jednak wkrótce przekona się, że nie wolno drażnić głodnego kotka...
Irytacja buzuje we mnie, niczym zbędna choroba. Zaczyna się w głowie, wędrując żyłami we wszystkich możliwych kierunkach. Dociera do danych kończyn, wyzwalając się w oparach ciszy. Przerywając ją, stukam palcami w blat zakurzonego stołu. Powierzchnię okien w całym mieszkaniu zasnuwają pojedyncze krople delikatnej mżawki. Nie pozwalają one na oglądanie całkiem znajomych, choć teraz i szkaradnych, widoków.
Zrywam się z miejsca. Idę zmyć z siebie resztki ostatniego miesiąca i skrawki gniewu. Już wiem, dokąd się udam. Yao Weng przyjmie mnie z otwartymi ramionami.
~ * ~
Podróż mija bez większych problemów. Na zaniedbanym dworcu dostrzegam kilku wychowanków Yao. Cechują ich zimne, niczym niewzruszone spojrzenia oraz hebanowe peleryny. Przygryzam nerwowo wargę i omijam ich szerokim łukiem. Z pewnością obiła im się o uszy moja odmowa. A jak powszechnie wiadomo - chińskiemu bossowi mafii odmawiać się nie powinno.
W centrum miasta znajduje się klub Wùyǐlèijù. Jego nazwa w wolnym tłumaczeniu oznacza "podobne przyciąga podobne". Co ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Do tego miejsca zjeżdżają się wszyscy, którzy parają się niezbyt chwalebnym zajęciem. Podłe charaktery, czarne osobowości. Jak można się domyślić, bar ten należy do Weng'a.
Wejścia pilnuje tęgi osiłek, Deng Keqiang. Widząc mnie, unosi brwi do góry.
— Ja do Yao — mówię powoli, by mnie zrozumiał.
— Przywódca jest zajęty.
— Poczekam — przeciskam mu się pod opasłym ramieniem, blokującym drzwi.
Zbiegam po stromych schodach. Jednak nie kieruję się do głównej sali. Wystukuję kombinację cyfr na magnetycznej klawiaturze. Uruchamiam tajne przejście. Przede mną rozpościera się rzadko spotykany widok. Długi, szklany korytarz urozmaicony kilkoma, bladymi strumieniami światła. W jego przezroczystych ścianach i podłogach poupychano kości, pokonanych już, wrogów.
Zmiażdżone czaszki spozierają mi w oczy, snując gorzkie pieśni o swym losie. Blokuję je jednak. Nie chcę znać historii tych, których już nie ma. Ich życie przeminęło. Nie warto zaprzątać sobie nimi głowy. W końcu ja również kiedyś odejdę. Lecz nikt nie będzie rozpamiętywał tej, która tyle istnień wyrwała z, pulsujących zawiścią, ciał. Nie o takich tworzy się kwieciste poematy; nie o takich pamiętać mają kolejne pokolenia...
Na końcu wąskiego pomieszczenia znajdują się drewniane, ręcznie rzeźbione wrota. Popycham je niezdarnie. Przechodzę do salonu siedziby bossa. Wygodnie usadowiam się na miękkiej sofie, lustrując wzrokiem liczne dzieła sztuki wiszące na krwistych ścianach, obleczonych złocistymi inskrypcjami. Z każdego kąta zerkają na mnie kamery. Puszczam "oczko" do jednej z nich. Z pewnością ktoś niedługo dotrzyma mi towarzystwa.
Tuż po chwili do środka wkracza Zhu - podły syn przywódcy.
— Wynoś się stąd - syczy nienawistnie.
— Chcę się z nim zobaczyć.
— Ojciec ma ważniejsze sprawy na głowie, niż twoje liche zachcianki.
— Zdziwisz się - mówię arogancko, kłaniając się Yao, który właśnie stanął w progu.
— Witaj, panie - kontynuuje. Mam pewną, niecierpiącą zwłoki sprawę. Zechcesz poświęcić mi chwilę?
— Oczywiście, moja droga. Synu, zostaw nas samych.
Młody Chińczyk hamuje swą, wciąż rosnącą, złość. Posłusznie wychodzi.
Siadamy przy stole. Twarz krzewiciela naznaczona jest bruzdami i licznymi zmarszczkami. Jego ciemne włosy już dawno przykryła siwizna. Właściwie, dodała mu ona szlachetności.
— W czym rzecz, Marietto?
— Otóż... Opuściłam Edgara. Nie chcę żyć dłużej pod jego skrzydłami. Proszę, byś przyjął mnie w swe szeregi. Odmawiając ci kilka tygodni temu, popełniłam straszliwy błąd.
Między nami zapada cisza. Zaciskam wargi. Pozwalam bossowi w spokoju zastanowić się nad decyzją. Nie mogę naciskać. Ponoć tego nie znosi.
Splatam dłonie i kładę je na kolanach. Muszę dobrze odegrać rolę, którą naszkicowałam sobie w drodze. Niewinna i zagubiona. Yao lubi osoby, które są nie do końca skalane złem. Albowiem umożliwia mu to zdrową manipulację.
W końcu, kiwa głową.
— W porządku. Przyjmę cię. Treningów przechodzić nie będziesz, stoczysz jednak walkę z moimi ludźmi. To będzie ostateczny test. Jeśli nie dasz im rady - natychmiast opuścisz moje miasto i nigdy tu nie wrócisz.
— Oczywiście — przytakuję, głośno przełykając ślinę.
— Zatem chodźmy, przygotujesz się.
Ruszam za Yao. Jego długi, chabrowy płaszcz faluje lekko. Prowadzi mnie do prywatnej komnaty, gdzie mam wdziać stosowny strój i wybrać odpowiednią broń.
— Kiedy będziesz gotowa, przyjdź do nas. Czekamy w głównej hali.
Zostaję sama z własnymi myślami.
Wcześniej toczyłam kilka bitew i wszystkie kończyły się moim zwycięstwem. Teraz jednak do czynienie mieć będę z wyszkolonymi pieskami chińskiej mafii, które już ostrzą sobie na mnie zęby. To nie podrzędni amatorzy. Ale bez obaw. Podirytowana kotka z długimi pazurkami dobierze się im do ogonów. I tak oto do nędznej sfory dołączy odmienna osobowość, która kieruje się nieco innymi pobudkami, niż pozostali...
Tak więc Marietta tymczasowo opuściła Edgara. Zdradzę jednak, że ich drogi jeszcze się skrzyżują...
Po
tym rozdziale nachodzi mnie jedna refleksja. Główna bohaterka
prawdopodobnie ma dwie skrajnie różnie jaźnie, które wzajemnie się
przenikają. Jedna niewinna, pragnąca dobroci na świecie oraz druga,
bardziej brutalna, która nie dba o konwenanse. Chyba nieco mnie odzwierciedla, gdyż odmienne natury ostatnio zaskakująco się infiltrują.
Mam nadzieję, że Wam się podoba, gdyż to dopiero początek niespodzianek ;-)
Czwarty
rozdział zadedykowany jest Anecie, która dawno temu mnie opuściła.
Pisząc go, wspominałam dawne walki Blanki i Isabelle. Były moim
natchnieniem. Oby Nocne Bóstwo miało Cię w swej opiece, gdziekolwiek
teraz jesteś.
Chyba jedna literówka, ale nie jestem pewna.
OdpowiedzUsuńI tu mnie szczerze zaskoczyłaś. Myślałam, że bohaterka jest zimnokrwistą postacią i tylko liczy się dla niej zabijanie bez konsekwencji. Tu ukazałaś jej inne oblicze, które chowa na dnie swojej duszy.
Chciałabym zobaczyć raz, jak się zastanawia nad zabiciem kogoś, taką rozterkę, czy będzie mieć sumienie kogoś jeszcze raz zabić. Mogłoby być dość ciekawie.
Z każdym rozdziałkiem, idzie Ci coraz lepiej. I chyba mniej metafor? Aż się lepiej czyta!
Bardzo mnie ciekawi starcie jej z Edgarem. Aż zachodzę w głowę, co ona mu zgotuję.
Powodzenia w dalszej bitwie o literki! :*
Pewnie literówki są... Programy niekiedy wszystkiego nie wyłapują, a oczy też już nie najlepsze :D
UsuńKażdy ma jakieś drugie wnętrze, które ukrywa przed światem. Niektórzy, tak jak Edgar, chowają swój brutalizm głęboko w duszy. Inni, jak Marietta, stanowią zupełne przeciwieństwo: dla widzów są barbarzyńskimi sprawcami, ale za kulisami obleczeni w sukmany z delikatności.
Myślę, że wszystko jest możliwe.
Tak, metafor jest mniej, żebyś lepiej zniosła moje wypociny :>
Wszystko rozstrzygnie się w swoim czasie.
Dziękuję, Kochana :*
Nie wiedziałam,że prowadzisz bloga,dlatego jak tylko wrócę z basenu, to wieczorem wezmę się za czytanie.
OdpowiedzUsuńMiłego czytania ;-)
UsuńPodziw, szacunek, serio. Piękne ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/
Przeczytałam i jestem pod wrażeniem, naprawdę masz dar
OdpowiedzUsuńKobieto, co Ty ze mną robisz?! Mogłabym czytać i czytać... Już zresztą w poprzednim komentarzu napisałam, że piszesz świetnie i jest to całkowita prawda. Potwierdzasz to każdym kolejnym rozdziałem. :)
OdpowiedzUsuńCo do fabuły, to owszem, zaskakujesz. Ciekawa jestem, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi, a może raczej o co chodzi Mariettcie. Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział.
PS. Szablon już powoli kończę, ale nie mogę znaleźć pewnych kodów CSS i dlatego mi tak długo schodzi, ale mam w głębi duszy nadzieję, że będziesz zadowolona.
Bardzo dziękuję za Twe miłe słowa, bardzo je doceniam.
UsuńZawsze jest jakieś "drugie dno". Nie wiem, czy zamiary Marietty tak szybko wyjdą na jaw. Nikt nie lubi obnażać swoich prawdziwych pobudek i konkretnych czynów.
Na pewno będę zadowolona, wielkie dzięki! :-)
Nowa część już na http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/ Zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńWitaj! Po pierwsze, chciałabym Ci bardzo serdecznie podziękować za nominację do LBA, jak i za motywujący komentarz na moim blogu. Niezmiernie cieszy mnie to, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu! Mam nadzieje, że zostaniesz na dłużej... Jednak wracając do Twojego opowiadania... Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona, jak i bardzo zaciekawiona Twoją historią! Widać, że masz potencjał i sposób na siebie. Pokazujesz, że nie brak Ci wyobraźni i że w zupełności potrafisz z niej skorzystać. Zadziwiające i nietuzinkowe postacie, wymyślone przez Ciebie, zapadają w pamięć i sprawiają, że czujesz z nimi mentalną "więź" i chcesz poznać ich dalsze losy. Dużym plusem, jest również stworzenie przez Ciebie odmiennej, nietypowej osobowości bohaterki, która posiada dwa oblicza. Wydawałoby się, że "ma ratować i oczyszczać świat ze zła i niesprawiedliwości", jednakże, czyż jej druga twarz, ta bardziej brutalna i zimna, nie pozbawia jej kontroli i nie przysłania jej "wizji ratowania świata"? Masz niezwykły talent, do kreowania, ciekawych i niebanalnych postaci, trzeba to przyznać... Jednak Twoim plusem jest, także pokazanie zasady przynależności i feudalizmu, który sprawia, że opowiadanie jest jeszcze bardziej ciekawe- wręcz intrygujące! Rewelacyjnie się to czyta, gdyż mimo Twojego niebanalnego stylu, masz "lekkie pióro"i piszesz płynnie. Bardzo podoba mi się również sam pomysł i fabuła, jednak Twoim największym atutem są nieziemscy bohaterowie i emocje nimi szargające...Zresztą nie na daremno, taka a nie inna belka nie?...tzn. "Szarganie bezlitosnym chłodem". W zupełności trafiona, jak się okazuje, gdyż pokrywa się z treścią! Szablon też,bardzo mi się podoba.Na pierwszy, już rzut oka widać, że masz gust! Cieszę się, że mnie tu zaprosiłaś, gdyż Twoje opowiadanie jest niezwykłe w 100% znaczenia tego słowa! No nic, pozostaje mi już tylko, czekać na nexta, oby jednak niezbyt długo. To do napisania! Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńDoprawdy nie ma o czym mówić. Według mnie w pełni zasługujesz na nominację. Z pewnością będę zaglądać na Twojego bloga.
UsuńW mojej historii ukazuję feudalizm i przynależność, bo z tym mamy do czynienie na co dzień. Nikt tak naprawdę nie jest w stu procentach wolny. Od dawien dawna ktoś jest "nad nami". Sprawuje nad kontrolę, zajmuje wyższą pozycję społeczną... Pokazuję, że nie zawsze musimy się z tym godzić.
A co do bohaterów...Każdy ma jakieś uczucia, które staram się nakreślić. I jak powszechnie wiadomo - postaci są filarami historii.
Szablon został wykonany przez Elly [http://marionetki-nieswiadomosci.blogspot.com/] I ten cudowny wygląd jest jej zasługą ;-)
Bardzo dziękuję za Twoją opinię, znaczy dla mnie naprawdę wiele. Pobudza mnie także do dalszej pracy.
Również pozdrawiam :>