Edgar upokorzył mnie. Użył do tego narzędzi, jakich jeszcze nie było dane mi tknąć.
I zamknął swą ptaszynę w klatce. W klatce z własnych kości; z własnych uprzedzeń i lęków, które niewątpliwie nosiły miano słono przesadzonych.
Hamuje moje popędy. Nie chce, bym zbyt szybko zaznała radości z odebrania życia. Czy aż tak wierzy w moje, nie do końca zatracone, człowieczeństwo? On, pomimo upływu wielu lat, wciąż ukrywa swoje prawdziwe jestestwo. Z jednej strony kochający mąż, stanowczy ojciec, z drugiej zaś - obłudny drań i pożeracz ludzkich dusz.
Drzwi otwierają się z charakterystycznym skrzypnięciem. Nie podnoszę wzroku. Mój ckliwy Mentor zapewne po raz kolejny przynosi mi skromny posiłek. Niewiarygodne, że targa nim współczucie i swoisty żal za wyrządzoną krzywdę... Od kilkunastu dni trzyma mnie w Klatce Błaznów, karze załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne pod siebie, lecz nie zapomina o jedzeniu. Pragnie karmić, jak niemowlaka. Może nawet pielęgnować. Ale nigdy nie potrafi się przełamać. Zostawia szklankę wody i talerz kanapek przy mych pokaleczonych dłoniach.
Dzisiaj drewniane deski nie uginają się jednak tak stanowczo, jak zawsze. Ukradkowo spoglądam na buty. Są niezabłocone, wąskie i nieco większe, niż obuwie Edgara. Wolnym krokiem zbliżają się do mnie.
W połowie drogi zawracają. Ktoś włącza pojedynczą żarówkę, podwieszoną pod sufitem. Ciemność zostaje rozproszona. Ginie w dusznych kątach, przytłaczana przez jaskrawe promienie. Teraz mogę podziwiać nieznajomego w pełnej krasie...
Szczupły brunet kładzie plastikową tackę na, przygotowanej specjalnie dla mnie, półce i siada na pobliskim krześle. Jego twarz usłana jest kobiercem uroczych piegów, na którym powabnie lśni para szmaragdowych kochanków. W burzy niesfornych włosów migoczą pojedyncze krople wody. Potrząsam głową, by położyć kres swemu zachwytowi.
— Kim jesteś? — pytam cicho, lecz stanowczo. Nie odrywam od niego wzroku, koncentrując się na oczach, aczkolwiek nie wpadając w ich czarowną głębię.
— Moja słodka Marie — zaczyna miękkim tonem. Jego określenie mojej osoby zdaje się nad wyraz komiczne, gdyż wyglądam, jak bezdomna. Obdartuska w zakrwawionych, podartych łachmanach, z burzą tłustych włosów i rozmazanymi oczami.
— Jestem nowym uczniem Edgara — kontynuuje po chwili.
Z wrażenia otwieram usta. Czyżby mój pan znalazł sobie kolejnego podopiecznego? I to tylko dlatego, iż złamałam jedną z jego staroświeckich reguł? Nie mogę uwierzyć...
— Czy to jakiś żart? — odzywam się, siląc na obojętność, która niemrawo podryguje w mej krtani.
— Nie. Ty miałaś swą szansę. Zawiodłaś naszego mistrza i teraz ja zająłem twoje miejsce.
— Nigdy nie zajmiesz mojego miejsca — cedzę przez zaciśnięte zęby.
Już nie staram się kryć swych rzeczywistych emocji. Same ze mnie wypływają, żwawym strumieniem.
Młody mężczyzna wybucha krótkim śmiechem. Przysuwa swą twarz do mojej. Dzielą nas centymetry i metalowe kraty.
— Nie widzisz, co się dzieje? — szepcze bezczelnie. — Ja jestem tutaj. Wolny, wykonuję polecenia. Natomiast ty, gnijesz w wymyślnej klatce z XVI wieku i powoli liżesz rany, które de facto zadał ci nasz mentor.
Szybko ściskam jego gardło i przyciągam do żeliwnych prętów, które stanowią granicę. Zbliżam się do twarzy mego następcy i chwytam jego dolną wargę swymi zębami. Gryzę go.
A on uśmiecha się. W chwilę później, brutalnie wpycha mi do ust swój język.
Napiera na mnie. Nie odwzajemniam pocałunku. Zbyt bardzo bolą mnie, wciąż się gojące, rany zadane gruszką. Mężczyzna odsuwa się na chwilę. Wyciąga z kieszeni klucz do klatki. Wkłada go do zamka. Przekręca. Jestem wolna.
Natychmiast popycham metalowe drzwiczki. Mój towarzysz łapie mnie w talii i wyciąga. Oplatam swoje nogi wokół jego pasa, składając pospieszny całus na jego obrzmiałych ustach.
— Nazywam się Samuel — szepcze mi do ucha. — Zapamiętaj je i wykrzykuj, póki starczy ci tchu, droga Marietto.
Układa mnie na ziemi. Klęka. Obejmuję jego wąskie ramiona i pociągam w dół. Teraz on przygwożdżony jest do brudnych desek. Poddaje mi się. Zsuwam spodnie i bokserki Sam'a. Pospiesznie porzucam swe szorty i figi. Dosiadam go. Wchodzi we mnie bez słowa. Poruszam się najpierw powoli, szukając własnego rytmu. Pragnę go zadowolić. To żądze samca mają zostać dziś zaspokojone. Zamykam oczy wyobrażając sobie inne miejsce, inną osobę...
Łapię mężczyznę za nadgarstki. Wysuwam ręce daleko za jego głowę... Pozwalam mu językiem na błądzenie pod moją zakrwawioną bluzką. Nie brzydzi się. Wybija biodrami odwieczny taniec męskości. Zaskakująco szybko dochodzi na szczyt. Ciepłe nasienie wytryska do mego spiętego wnętrza.
Wtem szczęknięcie kun otrzeźwia jego umysł. W bystrych oczach dostrzegam błysk niepewności. Śmieję mu się w twarz.
— Warto było ryzykować dla małego bzykanka?
Gwałtownie wstaję. Z ust mężczyzny wyrywa się cichy jęk zawodu. Pospiesznie kompletuję dolną część garderoby. Całuję Samuela na pożegnanie w czoło, mówiąc:
— Do zobaczenia, tygrysie.
Nie przejmuję się brakiem orgazmu. Gdybym naprawdę chciała go osiągnąć, znalazłabym sobie porządnego partnera do zabawy. Słodki robaczek jest zbyt małym stworzonkiem, by skonsumować soczyste jabłko.
Gaszę światło, pozostawiając swego następcę w negliżu, skrępowanego. Zamykam drzwi i chyłkiem uciekam z mieszkania Edgara.
Raz mnie poniżył. Dałam mu ku temu okazję. Lecz na jego niebie zbierają się czarne chmury. W jego barwnym świecie zrywa się podmuch podłej karmy, która dosięgnie każdego sukinsyna. Ptaszyna wyrwała się z klatki oprawcy, lecz niebawem wróci. Wróci i zrówna kościstą klatkę ze zmurszałą ziemią bezkresnego barbarzyństwa.
Ale szybko, nawet się nie wczułam.
OdpowiedzUsuńWszystko przeleciało mi jednym ciągiem. Aczkolwiek, nie mówię, iż to jest złe. Przeciwnie, cieszy mnie dialog. Jest taki oddany postaci. Liczę na więcej - jakiś szantaż słowny, niewinna rozmowa. Coś pikantnego przyda się Twojej bohaterce, bo w każdym razie, kobieta, to kobieta, wszystkie takie same. Z takimi samymi upodobaniami.
Jedno, małe ale. Nie za dużo tych metafor? Brakuję mi soczystych opisów, a nie inteligencji. Wiem, że tak lubisz pisać. Tylko to taki mały brak.
Literówek nie zauważyłam. Mogę być już ślepa. A powtórzeń nie ma.
A obrazek, ładnie kontrastuję z wiezioną bohaterką. Duży plusik. :D
Szantaże znajdziesz w kolejnych rozdziałach. Na wszystko przyjdzie pora.
UsuńWiem, metafora goni metaforę, ale tak się nauczyłam i lubię pewne wiadomości szyfrować tu i ówdzie. Myślę, że to jest zakodowane u mnie w mózgu.
Dzięki, obrazek jest nieodłącznym elementem każdego rozdziału.
Hej, hej tu ja autorka dramione, miałam cię informować kiedy nowy rozdział, już jest c: < http://naughty-boy-with-a-good-girl.blogspot.com/ > + bardzo dobry rozdział <3
OdpowiedzUsuńWitam to znowu ja. dodałam kolejny rozdział na http://naughty-boy-with-a-good-girl.blogspot.com/ mam nadzieję, że będziesz miała czas zajrzeć, oraz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału w Twoim blogu c:
OdpowiedzUsuńTak się czasem zastanawiam, czy czytam opowiadanie nastolatki, czy osoby w okolicach trzydziestki, bo masz niezwykle dojrzały styl pisania i to mi się chyba najbardziej tutaj podoba. :) Jestem pod wrażeniem za każdym razem, kiedy tutaj zaglądam i czytam.
OdpowiedzUsuńChylę czoła!
Jest mi niezmiernie miło.
UsuńMoże w poprzednim życiu byłam sekretarzem jakiejś pisarki i jej styl teraz przenika przeze mnie :>
Dziękuję!