Dzisiaj mija dokładnie piętnaście tygodni, odkąd strzaskano mi żuchwę. Wciąż niewiele jem, byleby przeżyć. I nadal wystrzegać się muszę sfrustrowanej Rytis. Panna Eire niewątpliwie darzyła zmarłego głębokim uczuciem. Gdy tylko pojawiam się na horyzoncie, ma ochotę wydrapać mi oczy. Żyłka na czole drapieżnie pulsuje, a blondynka szykuję się do rozszarpania mego gardła. Nie staram się udawać, że rozumiem. Nie rozumiem i może to ją tak cholernie irytuje.
Miłość? Brzmi dla mnie, jak pusty słoik po marmoladzie, której nigdy w życiu nie było mi dane spróbować. Czy żałuję? Nie. Najpierw zajadasz się smakowitym uczuciem. Jest ci tak niebiańsko cudownie, że dookoła ludzie zaczynają padać, przytłoczeni twoją chorą naiwnością. Ale potem bolą cię zęby od nadmiaru słodkości. Wypadają. A dusza rdzewieje.
Podobno pogrzeb Eligiusa wzbudził niemałe poruszenie w przestępczym światku. Osobiście cieszę się, że oddano mu zasłużoną cześć. Sama nie mogłam na nim być. Przechodziłam mnóstwo przeróżnych zabiegów. Miały one doprowadzić mą szczęką do łudząco podobnego stanu, w jakim byłam, nim dosięgła mnie pięść podziwianego wojownika. Założono mi szyny, które następnie związano na stałe mocnymi drutami. Dostawałam białej gorączki, gdy dziąsła sakramencko swędziały. Na szczęście, najgorsze już za mną. Teraz skupić się mogę na codziennych obowiązkach.
Idę na zebranie. Yao zarządził je, by wszystkich o czymś poinformować. Wchodzę do sporego pomieszczenia. Kryształowy żyrandol migocze nad długim stołem, gryząc się z surowymi ścianami. Z tego, co widzę, na spotkaniu jest kilkanaście osób. Prawdopodobnie to najbardziej zasłużeni weterani. Wśród nich kobieta. Rytis Eire. Siadam naprzeciwko niej. Oczy blondynki wywiercają mi dziury w żołądku. Ignoruję ją i przenoszę wzrok na mistrza. Staruszek zabiera głos:
— Jak dobrze wiecie, Eligius wami dowodził. Był wspaniałym przywódcą. Zawsze dzielny. Walczył na moje polecenie i w moje imię. Nigdy go nie zapomnimy. Czas jednak wybrać jego następcę.
Kilka osób prostuje się, uważniej słuchając bossa. Co ja tutaj robię? - przebiega mi przez myśl.
— Postanowiłem — kontynuuje Yao — że najlepszym kandydatem na jego miejsce jest Marietta.
Blondynka nie wytrzymuje:
— Ta przybłęda go zabiła, a ty ją jeszcze wynosisz na piedestał?!
Chińczyk nie daje się zbić z pantałyku.
— Owszem. Przypominam ci, Rytis, że nawet ty nie dawałaś mu rady. Wszystkich was — zwraca się do reszty zebranych — pokonywał całkiem łatwo. Wystarczyło jedno słowo Eligiusa, a uciekaliście z podkulonymi ogonami. Panna Jones jako jedyna przewyższyła go w walce. Zasługuje na taki awans.
— A Ceremonia Przyłączenia? — pyta Bao-qing.
— O wszystkim pomyślałem. Zapraszam do kaplicy.
Staruszek wstaje i wychodzi przez podwójne, pozłacane drzwi. Kierujemy się za nim.
Nie potrafię uwierzyć, jakiego zaszczytu przychodzi mi dostąpić. Czy jestem godną osobą? Ku temu nie mam akurat większych wątpliwości. Trwożę się jednak na myśl, iż nie podołam zadaniu. Nie znam swych współbraci, metod ich walki. Każdy, najdrobniejszy szczegół przyjdzie mi poznawać od samej podszewki.
Yao oraz jego wojownicy czczą tylko jednego bożka - Księżyc. Mają specjalne pomieszczenie, którego ściany do złudzenia przypominają atramentową pościel nieba. W centralnej części kapliczki namalowano srebrzystą tarczę Nocnego Księcia. Poniekąd zawsze mnie intrygowała. Niekiedy zdawało mi się, że rysunek ten pulsuje, jak gdyby był żywą istotą. To jednak zapewne świetny zamysł jego twórcy, który niesamowicie przyłożył się do wykonania dzieła.
Większość mafii jest już na miejscu. Skryci są pod czarnymi płaszczami, natomiast Yao błyszczy szafirowym blaskiem. Drżą mi nogi. Kręci mi się w głowie. Mdli mnie w zasadzie od kilku tygodni. Wychodzę na środek sali i uważnie patrzę na mistrza.
— Przyłóż prawą pięść do serca i powtarzaj słowa przysięgi.
Natychmiast wykonuję polecenie. Głośno wypowiadam to, co zwiąże mnie z nimi na wieki:
— Pragnę służyć wiernie, nie zrażając się niczym. Będę pielęgnować dary otrzymane od Księcia. Lojalność zostanie mym imieniem i wyryje się głęboko w jestestwie niegodziwym. Przysięgam dożywotnie posłuszeństwo i oddanie w ramach większego dobra. Nie ulęknę się i nie złamię przyrzeczeń. Zawsze przywdziewać będę czerwień, należną mej pozycji. Karanie niegodziwych celem mej egzystencji. Przy wszystkich obecnych ślubuję uroczyście, bracia moi wspaniali.
Yao zarzuca mi na plecy szkarłatną pelerynę. Wiążę ją sobie pod szyją, przyglądając się całemu bractwu. Widzę w ich oczach wiele skrajnych emocji. Część jest pod ogromnym wrażeniem. Druga połowa pała do mnie żywą nienawiścią. Wiem, że wyplenię z nich to, co hańbi poszczególne duszyczki. Zacznę już od jutra.
Mistrz unosi srebrny sztylet, którego rękojeść wysadzana jest mieniącymi się kamieniami. Zaciskam dłoń na ostrzu. Staruszek rozcina mi skórę. Sobie także. Ściskam jego rękę i klękam na jedno kolano.
— Od dzisiaj jesteś Skoczną Sarną, Uwielbianą Łanią. Wspaniale walczysz, moja droga.
Nasza krew miesza się, a ja oficjalnie wstępuję do wielkiej rodziny. Rodziny pełnej fałszu, obłudy i zawiści. Czuję, że idealnie pasuję do tych ludzi. Kto inny zrozumie mnie tak dobrze, jak ludzie ze zbliżoną naturą?
Drewniane odrzwia raptownie się otwierają. Do kaplicy wbiega mój prywatny lekarz. Na jego twarzy wymalowany jest strach.
— Stać! Ona nie może wstąpić do bractwa!
Unoszę brwi w akcie niepojętego zdziwienia. Zaledwie kilkanaście godzin temu doktor Tramp zapewniał, że świetnie pasuję do tego miejsca i niemal natychmiast powinnam się odnaleźć. Co takiego zmieniło się od wczoraj?
— Jakie masz podstawy? — spokojnie pyta Yao.
— Wykonałem test laboratoryjny z krwi oceniający poziom hormonu betaHCG. Marietta Jones jest w ciąży.
Przez salę przechodzi pomruk zdziwienia. Sama mrugam z niedowierzania. Serce mi przyśpiesza. Jakim cudem...?
— To nie może być prawda. — szepczę, przykładając dłoń do ust.
Zapach posoki wywołuje u mnie odruch wymiotny. Moje skromne śniadanie ląduje na szacie szlachetnego mistrza.
— Yao, ja... — jąkam się zażenowana, ale staruszek mi przerywa.
— Nie teraz. Wszyscy do swoich zajęć, natychmiast! — grzmi ponad tłumem.
Jego rysy tężeją, choć złość nie przyćmiewa umysłu. Współtowarzysze ożywioną chmarą ruszają do wyjścia. Eire śmieje się w głos, rzucając mi złośliwe spojrzenie.
Ty potworze — jęczę żałośnie w duszy, przywołując w myślach twarz Samuela — zgubo moja i czarna rzeko przebrzydła. Jeszcze tego pożałujesz. Łania nie dojrzała do skoku w ciemną toń odpowiedzialności.
Wiedziałam, wiedziałam. :D Miałam przeczucie, ha! Choć już od pewnego momentu tekstu, zrozumiałam o co chodzi. Nawet nie wiem, co mam napisać, bo jestem mega zaskoczona. Usunie, czy zostawi? Oto pytanie!
OdpowiedzUsuńPoza tym znów mi szybko przeleciało. To dobrze, lekko się czyta i wciąga, a o to chodzi.
Take care,
XOXO.
Tego nie zdradzę ;)
UsuńPodjęcie decyzji będzie jednak trudne, gdyż Marietta nie jest gotowa na dziecko. Z resztą, nie można należeć do bractwa i mieć malucha pod opieką.
Ściskam.
Te opowiadanie jest... niesamowite! Idealnie dopracowane pod każdym względem. Aż skręca mnie w środku jak dalej może rozwinąć się fabuła.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba. Każda opinia jest dla mnie szalenie ważna. W ciągu kilku następnych dni powinien pojawić się następny rozdział.
UsuńPozdrawiam!
Co tu dużo mówić? Nadrobiłam i jak zwykle jestem pod wrażeniem. Kompletnie nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji i liczyłam, że Marietta bez problemów wstąpi do bractwa. W końcu jest świetnym wojownikiem.
OdpowiedzUsuńPozostaje mi tylko czekać na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam cieplutko
No niestety, jak to w prawdziwym życiu bywa, nic nie idzie po naszej myśli. Gdyby wstąpiła w szeregi bractwa niemal od razu, byłaby niesamowitą szczęściarą.
UsuńŚciskam.
Koperta z pieczątką ZUS, PIS i USC.
OdpowiedzUsuńZ głębin R'lyeh macha do Was macką sam Wyelki Cthulhu! Z przyczyn technicznych, a ode mnie niezależnych (te paskudne gwiazdy, tfu, tfu!!!) ja sam nie mogę Was zje... zmackać, ale oto głoszę rozwiązanie wszystkich problemów! Ocenialnia Tako rzecze Cthulhu, prowadzona przez moich zaufanych Przedwiecznych!
Ocenialnia Tako rzecze Cthulhu (pomackamy.blogspot.com) zaprasza każdego spragnionego porządnej, wyczerpującej oceny!
Zajrzę z pewnością ;-)
OdpowiedzUsuńNowa notka już na http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBroz-Tito ma zablokowaną kolejkę. Prosimy o wybranie innego oceniającego albo zaczekanie na zdjęcie blokady.
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz, czytaj. http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/ Po raz kolejny przeczytałam ten rozdzialik i... Niesamowite.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie zajrzę. Strasznie podoba mi się Twój styl pisania, więc czytanie to czysta przyjemność.
UsuńCzuje, że gdy tylko znajdę więcej wolnego czasu przeczytam wszystko, od pierwszego postu. Mimo, że dla mnie wyjęte z kontekstu to i tak świetnie się czyta!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
Dziękuję. Zapraszam ponownie ;-)
UsuńZaglądam regularnie.
.. to jest boksie *__*
OdpowiedzUsuńprzepraszam ale nie wiem co powiedzieć
Dziękuję. Niezmiernie się cieszę, że mój tekst wzbudził w Tobie takie emocje ;)
UsuńWow! Naprawdę chylę czoła przed Twoją wyobraźnią i talentem! ;)
OdpowiedzUsuńEmocje tak realistycznie ukazane, naprawdę, BRAWO! ;)
Oczywiście czekam na kontynuację ;)
Również odważę się zaprosić do siebie ;)
http://whathappenedinlashouldstayinla.blogspot.com/
Dziękuję bardzo. Rzeczywiście jest trochę rozwinięta, ale nie hiperbolizowałabym ;)
UsuńZ miłą chęcią wpadnę.
Pozdrawiam.