Wchodzimy po schodach. Wysłużone drewno mruczy upiorną melodię, zwiastując koniec pewnego rozdziału. Maleństwo przypomina o sobie, kopiąc mnie w pęcherz. Uśmiecham się niewinnie, zapewniając mego towarzysza, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Choć właściwie dostrzegłam dziś u siebie wydzielinę, przywodzącą na myśl czop śluzowy - nie mówię mu. Aktualnie mam ważniejszą sprawę na głowie.
Zatrzymuję się. To w tym mieszkaniu dziewięć miesięcy temu byłam przetrzymywana i właśnie w nim poczęta została Nastka.
Gabriel bez wahania ciągnie za klamkę. Niewiarygodne! Drzwi niemal natychmiast ustępują. W salonie siedzi Samuel. Pochyla się nad stertą papierów. Ściąga okulary i przeciera dłonią zmęczone powieki. Unosi wzrok i spotyka się z moim gniewnym spojrzeniem. Przez krótką chwilę zastyga w bezruchu, kompletnie nie radząc sobie z niespodziewaną wizytą.
— Marietta — duka po chwili — co za niespodzianka.
Czuję, jak ciało Gabriela napręża się w niemym oczekiwaniu. W ostatnim czasie stał mi się naprawdę bliski. Nigdy wcześniej nie nawiązałam z nikim takiego kontaktu. Był miły z własnego wyboru, nie z przymusu. Starał się wykonywać polecenia. Tylko początkowo buntował się, gdy opowiedziałam mu o prawdziwym obliczu jego ojca. Wystarczyła jednak jedna wyprawa do magazynu kilimów, by uwierzył.
— Żywię cichą nadzieję, że się nie poczuwasz? — pytam, gładząc się po sterczącym brzuchu.
Do tej pory sądziłam, iż widziałam każdy ocień zdziwienia. Natomiast reakcja speszonego Samuela przekreśliła mój dotychczasowy pogląd na tę kwestię. Pobladł, przeszedł go dreszcz, a nogi niewątpliwie zaczęły drżeć.
— Ty się nie nadajesz na matkę.
Rozglądam się po mieszkaniu w poszukiwaniu źródła zjadliwego tonu, który przeszył pomieszczenie, niczym donośny grzmot. Edgar wychodzi w cienistego kąta. Ręce krzyżuje na piersiach, a usta wykrzywia w grymasie niezadowolenia.
— Widzę, że zwerbowałaś mego potomka. Tak, jak podejrzewałem.
Łapię Gabriela za dłoń, dodając otuchy. Pragnę ukoić jego gniew, który przeistoczył się w, tryskającą iskrami, fontannę żywego ognia. Nie udaje mi się.
— Jesteś najgorszym mataczem i kłamcą, jakiego było mi dane spotkać. Brzydzę się tobą, obmierzły sukinkocie — wyrzuca z siebie mój partner.
— Gadaj zdrów — rzuca Edgar w jego stronę — wyrzekam się ciebie, mam nowego syna.
Ręką wskazuje na Samuela. Prycham z politowaniem.
— Doprawdy? A nauczył się odpinać dyby?
Gabriel wybucha gromkim śmiechem, który zamiera, gdy wydaje z siebie gorzki okrzyk.
Wypływam na ocean nieznanych dotąd, odczuć. Ból, jak rdza; przeżera ciało, pozostawiając rysę na duszy. Czuję gorączkowe szeptanie mężczyzn. Mój towarzysz rozpycha naszych wrogów i unosi mnie. Delikatnie układa na kanapie i wrzeszczy na obecnych. Nie słyszę jego słów. Chciałam, by otulały, były jak ciepły koc. Tymczasem pozostawiona sama sobie, prześlizguję się pomiędzy falami skurczów. Z każdą chwilą, nasilają się. Mam nieodparte wrażenie, że nie odpływają. Wciąż wirują wokoło, a ja pojękuję i krzyczę. Biorę powolne oddechy. Marzną mi stopy. W okolicach odbytnicy odczuwam cholerny nacisk, który nie daje spokoju. Gdy Edgar mówi "przyj", wykonuję jego polecenie. Pot napływa strużkami do oczu, rozmazując widok zmartwionej twarzy Gabriela. Dziecko niezbyt się śpieszy. Uderzam dłonią w oparcie kanapy, rzucając w powietrze wianeczki przekleństw pospolitych.
I znowu prę. I znowu krzyczę. Prę. Krzyczę.
A kiedy mój krzyk miesza się z krzykiem całkiem niewinnym, płaczę. Łzy samoistnie obmywają mą twarz. Krucha istotka oznajmia, że już jest. Już czeka na gorące objęcia i tonę miłości. Kryję twarz w dłoniach. Szczęście. Przepełnia mnie szczęście, które momentalnie ginie. Charczy, pluje śliną i obumiera pod stolikiem. Nie słyszę tego słodkiego głosiku. Jedynie trzask drewnianych odrzwi. Lustruje wzrokiem salon. Samuel okłada Gabriela pięściami, lecz mój wychowanek nie pozostaje mu dłużny. A po Edgarze i Kruszynie ani śladu.
Pod dokumentami leżącymi na stoliku dostrzegam pistolet, starego glocka. Chwytam go i wcelowuję. Na linii strzału nadal pozostaje Gabriel. Muszę zaryzykować. Przełykam wielką gulę, która urosła w mi w gardle. Pociągam za spust. Mężczyźni przestają się szamotać. Samuel zwija się u stóp mego partnera, który patrzy na mnie z niedowierzaniem.
— Nastia! - grzmię ostatkiem sił w jego stronę.
Staczam się na zakurzoną podłogę i czołgam w stronę drzwi. Lecz pokój znika. Czerń roztacza swą pelerynę, a Skoczna Sarna, pozbawiona wszelakich, ludzkich uczuć przeobraża się w Niebezpieczną Matkę, albowiem zasmakowała jedynej miłości, która nie przemija nigdy. Miłości matczynej.
Niestety ten rozdział jest krótszy, niż poprzednie. Różnorakie myśli brzęczą nad głową, lecz nie wszystkie zdołałam pochwycić, za co najmocniej przepraszam. Aby załagodzić ten fakt, podrzucam Wam piosenkę, która niewątpliwie pomogła mi przy opisywaniu odczuć Marie.
Ściskam gorąco!
"Believe that a mother's love is stronger than her dark heart."
OdpowiedzUsuńAż mi się to skojarzyło z tym, co przeczytałam. Ubolewam tylko, że tak króciutko i mało mi tego. Tego soczystego opisu, żeby się wylewało z ekranu komputera i przelewało do wyobraźni czytelnika. Ale rozumiem, nawet najlepszy ma chwilę słabość i jest ciężej napisać.
Tak, czy owak Sarenka poświęci wszystko, aby odnaleźć swoją pociechę. Jeszcze pokaże coś, czego jeszcze nikt nie widział, ani nie spodziewał się.
Oby następnym razem, zostało wszystko pochwycone nad główką. :)
Mało, taki teraz czas. Trzeba poczekać, bo nie wiadomo, co zgotował dla niej Edgar ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pochwycę.
Ściskam.
Czekam z niecierpliwością!
UsuńPS. Jutro możemy się wyściskać.
Już nie musicie z Anią czuć się poszkodowane bo przeczytałam wasze teksty. Są świetne.. A ja chyba się za to nie wezmę bo nie umiem tak pisać jak wy. Nie chcę czegoś na siłę robić. Widocznie nie jestem do tego stworzona... Genialne blogi i gratuluję i czekam na inne opowiadania :**
OdpowiedzUsuńBuziole :**<3
Bardzo się cieszę, że i dla nas znalazłaś czas :)
UsuńIdzie Ci, jak z płatka, więc się nie poddawaj!
Ściskam.
Pięknie jak zawsze. Wierna fanka z http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/ <3
OdpowiedzUsuńHej! Przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale jakoś ostatnio brak mi czasu na cokolwiek... W końcu się wzięłam za nadrabianie zaległości i postanowiłam, że zacznę od twojego bloga... I powiem Ci, że naprawdę znowu zrobiłaś na mnie wrażenie! Twoje umiejętności w tak dobrym ukazywaniu uczuć bohaterów są niezwykłe! Do tego trzeba Ci przyznać ogromny plus za wprowadzenie tu też nutki tajemniczości oraz takiego "dynamizmu"... Wszystkie wydarzenia ze sobą współgrają, emocje nie są przekoloryzowane i sztuczne, a twoja fabuła jest wprost urzekająca! A ostatnie dwa zdania w tym rozdziale podbiły mnie na całego! Pozwolę sobie zacytować: " Czerń roztacza swą pelerynę, a Skoczna Sarna, pozbawiona wszelakich, ludzkich uczuć przeobraża się w Niebezpieczną Matkę, albowiem zasmakowała jedynej miłości, która nie przemija nigdy. Miłości matczynej. " - Piękne słowa i do tego nieźle skłaniają do refleksji! Idealnie pasują na zakończenie do tego rozdziału, gdyż sprawiają, że chce się tu dalej wrócić i dowiedzieć co będzie dalej... W twoim opowiadaniu najbardziej podobają mi się ukryte myśli, konteksty, które trzeba samemu dostrzec w uczuciach i wypowiedziach bohaterów! Naprawdę genialna robota. Gratuluję i czekam z niecierpliwością na nexta! Pozdrawiam Carlli :)
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy :-)
UsuńWrzesień i październik to podobno jedne z najpracowitszych miesięcy. Dlatego też kolejny rozdział jeszcze się nie pojawił. Ale obiecuję, już niedługo :>
Właśnie taki mam zamiar. Nie chcę wykładać wszystkiego czytelnikowi na tacy. Sam powinien pewne rzeczy dostrzegać. Wtedy na nowo widzi dane zdarzenie.
Dziękuję za Twoje słowa!
Ściskam.
Nie wiem, jak to się stało, że jeszcze tutaj nie byłam. W każdym bądź razie przepraszam za tak wielkie opóźnienie.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to muszę przyznać, że znowu mnie zaskoczyłaś. Edgar jednak zabrał dziecko i wydaje mi się, że nie ma pojęcia, za co się zabrał. Niemniej jednak cieszę się z tego, bo przed nami otwiera się zupełnie nowa historia. Mam nadzieję, że przedstawisz nam ją jak najszybciej.
Pozdrawiam serdecznie.
Nie przepraszaj. Wiem, ile rzeczy masz na głowie :)
UsuńTak, kolejny rozdział już się pisze. Niebawem go opublikuję.
Ściskam.
Nie gadaj, tylko zbieraj dupę i pisz... ile można czekać? :v
OdpowiedzUsuńPS. Też Cię mocniutko kocham, bliźniaczko dominująca.
Buziaki.
Już zbieram, zbieram.
UsuńDominujące na zawsze <3
Ściskam mocno.