sobota, 2 listopada 2013

9. Krwawo

Symfonią przeróżnych dźwięków rozkwitł mi świat. Mienił się frapującymi nutami, a także przerażającymi wspomnieniami. 
Nastii krzykiem był naznaczony...

Ciemny wierzchołki drzew wyraźnie dominowały na tle atramentowego nieba. Drżały bajecznie, a Nocny Książę zerkał na nie z wyraźnym niezadowoleniem. Biegłam. Bose stopy raz po raz natrafiały na ostre kamienie. Wilgotna ściółka łagodziła ból chłodnymi kroplami. Brakowało mi tchu. Nie zatrzymywałam się jednak. Czułam, że po drugiej stronie ONA na mnie czeka. Słyszałam jej szloch. Niósł się  niesamowicie. Zauważyłam ją. Piękną, nastoletnią Nastkę. W brązowych oczach skrzyły się łzy. Stała na krawędzi. W dole majaczył zarys wzburzonej rzeki. Chwyciła mnie za dłoń. Złożyła na mych ustach mokry pocałunek i pociągnęła w mroczną toń....

— Niee! —  krzyczę. 
Znów widzę błyszczącą tarczę Księżyca. Tym jednak razem połyskuje ona za nieumytym oknem. Nieco zdezorientowana lustruję wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajduję. Wciąż mieszkanie Edgara. Przecieram wierzchem dłoni, mokre od potu, czoło. Nadal leżę na wysłużonej kanapie. Dookoła pstrzą się plamy krwi, wody i innych, bliżej niezidentyfikowanych substancji. W skórzanym fotelu kuli się Samuel. Beżowy sweter, który przykrywa jego klatkę piersiową naznaczony jest płomienną czerwienią. Słyszę jego ciężki oddech. 
Dopiero zaczyna docierać do mnie mój własny ból. Dolna część brzucha jest jednak niczym, w porównaniu do katuszy, jakie gotują mi wargi sromowe. Przygryzam wargę, krzywiąc się żałośnie. "Wszystko zniesiesz" — myślę w duchu. "Kruszynka jest najważniejsza, musisz ją znaleźć. To teraz priorytet."
Powoli wyplątuję się spod koca. Nie wiadomo skąd, pojawia się Gabriel ze szklanką zimnej wody. Wypijam płyn jednym, porządnym haustem. Oblizuję wargi, wzdychając cicho.
— Nie dogoniłeś go? — rzucam pytanie, choć odpowiedź wymalowana jest na twarzy mężczyzny. 
Przepełnia ją rozczarowanie. Sam zawiódł się na sobie. Potworne uczucie. Mnie także dopada. Postanawiam urzeczywistnić frustrację, przemieniając ją w gniew. 
— Zawlecz go do izby tortur - cedzę przez zaciśnięte zęby. 
Powolnym krokiem ruszam za Gabrielem. W progu zatrzymuję się i rozglądam po pokoju. Wystrój nie uległ jakiejkolwiek zmianie. Dostrzegam klatkę błaznów. Wspomnienia napływają żwawym potokiem... 
Jakaż byłam wtedy beznadziejna. Wykazałam się arogancją i pychą. A one doprowadziły mnie do straty kciuka. Już nigdy nie powtórzę tego błędu. 
Opieram się o stół, do którego mój akolita przykuł piegowatego bruneta. Więzień wciąż pojękuje. Mam nieodparte wrażenie, że nie dociera do niego, gdzie jest i z kim się znajduje.
Zacieram ręce. Siadam na wysokim stołku i chwytam nożyce krawieckie. Rozcinam nimi brudny sweter Samuela. 
— Obserwuj mnie uważnie — mówię, wciąż nie odrywając wzroku od ofiary. 
— A nie mógłbym...
— Nie —  wpadam Gabrielowi w słowo. — Naprawdę możesz torturować kogo tylko zapragniesz. Ale nie jego. On jest mój. 
Mężczyzna patrzy na mnie spode łba. Czuję to. 
— Pomożesz mi przy Edgarze. Obiecuję. 
I nie poświęcam podopiecznemu już ani chwili więcej. 
Uciskam skórę wokół rany wlotowej. Kula trafiła kilka centymetrów na północny wschód od pępka. Prawdopodobnie utkwiła w żołądku. Śmieję się gorzko.
— Niestety żaden ze mnie lekarz, najdroższy.
Małym skalpelem rozcinam jego klatkę piersiową. Malinowa linia wypełnia się błyszczącą posoką. Kilka samotnych kropli ścieka po wystającym żebrze. Zlizuje je z lubością.
— Podaj proszę kleszcze — szepczę w przestrzeń. 
Silne dłonie pojawiają się w zasięgu mego wzroku. Odbieram narzędzie i uśmiecham się z satysfakcją. Chwytam nim nadgarstek Pieguska. Powoli ściskam uchwyt. Brunet gwałtownie otwiera oczy. 
— Przestań... Błagam... — pomrukuje. 
Bezczelnie go ignoruję. Słyszę, jak wszystkie kości ustępują mocnym szczypczykom. Łódeczkowata, księżycowata, główkowata — miażdżę wszystkie po kolei. Mężczyzna klnie wniebogłosy. Tak samo rozprawiam się i z lewą ręką. Następnie poszerzam otwór  rozwieraczami. Moim oczom ukazują się, tętniące własnym rytmem, trzewia. Delikatnie gładzę je opuszkami palców. Uciekają przed dotykiem. Śliskie, wiecznie niedostępne. 
Lancetem nakłuwam jelito. Nie zajmuję się mieszaniną, która zeń wypływa. Dziurawię każdy organ. Jestem w innym świecie...
Słowa wypowiadane przez Gabriela nie dochodzą do mnie. Odbijają się od mentalnej zapory. Unoszę przybrudzone narzędzie. Wycieram je o policzki bruneta. Następnie zabieram się za serce. Przecinam każdą żyłę. Krew ścieka mi po palcach, bełkoczę pod nosem. Jednak po chwili mocowania, udaje mi się. Unoszę je na wysokość wzroku. Zaciskam mocno. Wypuszczam z dłoni, niepotrzebne już, ostrze. 
Kieruję się do wyjścia.
— Idziemy po moją córkę, Gabrielu — mówię poważnym tonem. — Mam dla niej prezent. Od tatusia.
Przezwyciężając swój ból, oddana matula podąża na pierwsze spotkanie ze swym maleństwem. A zakrwawione serce ojczulka poda Kruszynce na srebrnej tacy. 




Nareszcie jest! Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać, ale październik zdecydowanie nie był moim miesiącem. Na szczęście, nadszedł listopad. Mokry, mroźny listopad. 
Serdeczne podziękowania składam Patrykowi, który w magiczny sposób mnie natchnął. Oby więcej takich rozmów!

26 komentarzy:

  1. Wiesz, że on już dawno powinien stracić przytomność, tuż po rozdarciu wszystkiego, co miał? Trochę nierealnie, nawet pod wpływem adrenaliny, żeby człowiek jeszcze kontaktował, a co dopiero wydobywał z siebie jakiekolwiek dźwięki.
    Cieszę się, że Ona wyrusza po swoją córkę. Edgar, nie wie, na co się natknie. Podobno uczennice najbardziej zadają ból. Zginie z ręki tej, w którą pokładał nadzieję na swojego zastępcę.
    Brakowało mi szczegółów. Chyba, że mój mózg już całkiem zwariował.
    Liczę, że następna część pojawi się bardziej rozbudowana i nie z miesięcznym opóźnieniem. Lecz rozumiem, że mogło nie iść w parze. ;)
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt. Dobrze, że zwróciłaś mi na to uwagę ;) Dziękuję. Już poprawiłam. Ty tu jesteś specjalistką (dużo CSI) :D
      Dokładnie, sam sobie zgotował taki los.
      Bardzo możliwe. Po takiej przerwie, niełatwo jest mi się pozbierać. Obiecuję, że się poprawię!
      Ściskam.

      PS. Jak z powtórzeniami? Nie zauważyłaś żadnych?

      Usuń
    2. Za dużo CSI i Chirurgów! Ale na logikę również można, to wziąć. ;)
      Ja tylko trochę podszczypałam ten temat, że troszeczkę brakuję tego i owego. To nic złego, że czasem wypada się z rytmu. Znam to, aż zaaa dobrze.
      PS. Nie masz z tym problemu, Kochana.
      PS2. Wyłącz ten kod obrazkowy, bo Ciebie zarąbie.

      Usuń
    3. Logika coś ostatnio mnie opuściła, jak widać ;-)
      Chyba każdy to zna.

      PS. Serio jest? Pewnie nie ustawiłam po zmienie szablonu. Już wyłączam.

      Usuń
    4. Mnie opuściło wszystko. Zastanawiam się, czy nie rzucić tego w cholercię.
      Ty się trzymaj kurczowo, bo masz potencjał, tylko rozwijaj soczyściej, ja sobie idę w stan spoczynku. :)
      PS. Uff.. ;)

      Usuń
    5. Nie rób tego! Nie możesz opuścić swoich czytelników. Liczymy na Ciebie. ;)
      Będę, będę.
      Dobrej nocy <3

      Usuń
    6. Mówię prawdę. Cicho tam, Dominująca :>

      Usuń
  2. OMG, to było creepy, wkurzona matka niczym nie ustępuje samicy lwa, dzika czy niedźwiedzia gdy chodzi o Kruszynkę, jak została tutaj nazwana. Edgar niech się strzeże, bo na litość nie ma miejsca! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy matka walczy o swoje dziecko, litość w ogóle nie istnieje :>
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Wreszcie nadrobiłam zaległości i mogę na swobodnie komentować, odnosząc się do całości.
    Piszesz bardzo dobrze. Przekonałaś mnie do całości już w chwili, kiedy czytałam prolog i po kilku rozdziałach pierwsze, co przyszło mi do głowy to jedno pytanie. Ile Ty masz lat? Czytając odnosiłam wrażenie, ze to wcale nie jest blog, a fragment książki. Co prawda brutalne sceny momentami przyprawiały mnie o zawroty głowy, ale uznaję, ze zabieg był celowy i prawdopodobnie u większości nic takiego się nie pojawiało. To tylko ja i mój dziwny, nietolerujący przemocy w takich dawkach mózg! ;D
    Świetnie wykreowałaś bohaterów, a niektóre wątki mocno zbiły mnie z tropu. Na przykład pewna ciąża. :P Dialogi na początku moim zdaniem były nieco... suche, ale widzę znaczną poprawę, ze tak to ujmę. Moją uwagę przede wszystkim przykuły uczucia, które świetnie oddajesz w opisach. I dodatkowo te obrazki na końcu każdego rozdziału... Oddają całość.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za niespełna trzy miesiące świętuję osiemnaste urodziny ;)
      Każdy ma inną wrażliwość. Ale u kilku innych osób reakcja była podobna.
      Tak, dialogi to zdecydowanie nie jest mój konik. Jednak staram się, by z każdym kolejnym rozdziałem czytało się lepiej :>
      Dziękuję za Twoje słowa.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Przepraszam, że tak długo zajęło mi dotarcie tutaj, ale sama nie wiem, jak mogłam zwlekać tak długo! Wprost uwielbiam bogactwo metafor, jakie serwujesz swoim czytelnikom, a i sama historia jest niebanalna. Co prawda początkowym utrudnieniem była dla mnie brutalność (szczególnie ta, która pojawiła się w jednym z początkowych rozdziałów, kiedy Edgar torturował Mariettę), ale - jak sama stwierdziłaś w odpowiedzi do któregoś komentarza - wynika to z odmiennej wrażliwości. Mówiąc ogólnie - bardzo mi się jednak podoba i jeszcze raz muszę podkreślić Twój magiczny styl pisania. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg losów Marietty i jej kruszynki oraz niesamowicie mnie ciekawi, co też bohaterka zaplanowała dla Edgara.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj, każdy ma ograniczony czas. A doba to tylko 24 godziny!
      Można by przedstawione tu sceny ubarwić lepszymi i bardziej szczegółowymi opisami, ale po co? To powinien być tylko zarys, by wszyscy czytelnicy sami mogli sobie daną scenę wyobrazić.
      Kolejny rozdział już niebawem, tym razem nie będę długo zwlekać.
      Dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. witam Cię ponownie. kiedyś (dwa rozdziały temu?) skomentowałam Twój blog. dzisiaj powracam.
    jak już wspominałam (?), podoba mi się styl, którym operujesz, słowa leją się barwnym strumieniem i toczą gdzieś dalej, nie zważając na drobne, raczej pojedyncze, potknięcia. lubię taką wodnistą przyswajalność (uwaga, "wodnistość" to nie zarzut, rozpatrz to jako porównanie do cieczy - styl łatwo wsącza się w mózg).
    aczkolwiek... dostrzegam rysę profesjonalizmu i zaawansowany poziom rozwoju pisarskiego, mimo to potknięcia, które czasem się pojawiają, psują odbiór całości. nie przepadam za szafowaniem radami - wyznaję SAMOrozwój, w tym wypadku mogę jednak rzucić kilkoma hasłami, nad którymi ja (na Twoim miejscu oczywiście, Ty nie musisz mnie słuchać, w ogóle nic nie musisz) starałabym się pracować:
    1. używanie słów typu "piegus", "brunet" wskazuje na nie tak znów odległe powinowactwo z "jasno/różowo/zielonowłosy" i inne dość żenujące zwroty charakterystyczne zwłaszcza dla blogerów i pisarzy miałkich powieści rozrywkowych.
    2. pseudointelektualizm - lubię metafory, bardzo lubię oniryzm, baśniowość i bezsensowność i można mnie na to złapać, wiem jednak, że zachwyt, jaki we mnie to wywołuje jest dość tani i szybko mija. w związku z tym warto ograniczyć wypięknianie wszystkiego na rzecz wypiękniania odpowiednich fragmentów, inaczej tekst nabywa cech pseudointeligenckiego bełkotu.
    3. ostatnie rozdziały są skrajnie krótkie, wszystko w nich pędzi na łeb na szyję, są skrawkami wydarzeń, przez co odnoszę wrażenie, że nie masz dostatecznej ilości czasu, ani chęci by odmalować sytuację z odpowiednim staraniem i adekwatną detalicznością. cóż, torturowanie w tym wydaniu było tylko liźnięciem tego torturowania, a całość (rozdziału) powinna stanowić tylko wstęp do rozdziału - traktuję więc to raczej jako szkic powieści, niż powieść właściwą.
    4. niestety, rozczaruję Cię, ale tekst nie przypomina powieści - jest bardzo poćwiartowany i pocięty (właściwość blogowego świata, w którym tekst się fragmentuje), stanowi rodzaj wprowadzenia. na Twoim miejscu (przepraszam znów za to sformułowanie, nie traktuj tego jako przemądrzania, raczej za wskazówkę, proszę) skończyłabym opowiadanie z myślą, iż jest to tylko szkic, a potem odpowiednie wątki rozwinęła, wydłużyła i przeredagowała w postać powieści.
    ps. miałam nadzieję, że urodzi syna. nie z powodu seksizmu, raczej z głębokiego symbolizmu więzi, jaką kultura przypisuje matkom i synom.
    pozdrawiam,
    DeathAwaits

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj!
      Cieszę, że tu powróciłaś z porcją kolejnych uwag, które z pewnością wezmę sobie do serca.
      Rzeczywiście, czytelnik tak może sobie skojarzyć. Ja jednak utożsamiam Samuela z kimś innym - http://t1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcR6fqpujDZ8swX96hw6VGrueAV9Pvajww4PqncZnySUc3iKaspU
      Dlatego właśnie brunet i piegus idzie ze sobą w parze w moim tekście.

      Wiem, mam skłonności do pseudointelektualizmu. Moje metafory są niekiedy przesadzone, zdaje sobie z tego sprawę. Ale sądzę też, że wyczucie, kiedy powinnam się "zatrzymać" i skończyć - przyjdzie z czasem. Muszę potrenować.

      Tak, przyznaję Ci rację po raz kolejny. Wszystko jest krótkie, brakuje porządnych opisów. Jestem tego świadoma. Chyba powinnam sobie zrobić przerwę, jeszcze raz przemyśleć fabułę. I powrócić, kiedy będę miała wszystko pod kontrolą.

      Dziękuję za Twój komentarz, bardzo sobie go cenię.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Podziwiam Cię z całego serca za to, co robisz. Wpadnę jeszcze ;)
    Tymczasem zapraszam na http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/ Został dodany już drugi rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej trafilam przypadkiem na Twojego bloga.. rozdial przypadl mi do gustu i to bardzo! Liczne metafory ktorych uzywasz sa po prostu kwintesencja calego opowiadaja, nadaja mu odpowiedni klimat :) Prosilabym tylko o zmiane czcionki na czanra, napewno duzo latwiej by sie czytalo. a w miedzyczasie zapraszam do mnie - pamietnikiwampirow201.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;-)
      Niestety kolor na razie pozostanie, gdyż taki był zamysł wykonawcy szablonu. Ale niedługo pojawi się inny, w którym tekst będzie bardziej czytelny.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Oh My God! Po prostu mnie zatkało! cudo po prostu, ale chyba nie chciałabym dostać takiego PREZENTU... :) i muszę się poskarżyć, bo na swoim komputerze nie mogę czytać twojego bloga. bo mam ucięte pół tekstu :( Czy to coś z rozdzielczością? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnij o tym św. Mikołajowi,bo jeszcze może Cię zaskoczyć :>
      Zmieniłam to i owo, ale nie wiem, czy u Ciebie cokolwiek się ruszyło.
      Ściskam.

      Usuń
  9. Oj, widzę, że ojczulek został brutalnie potraktowany. I bardzo dobrze. xD Jeśli myślałam, że początek opowiadania był ciekawy, to to, co dzieje się teraz, jest nie do opisania. Z każdym rozdziałem rozwijasz się i cieszę się bardzo, że mogę czytać to, co tutaj publikujesz.
    Poza tym jest mi trochę smutno... Dlaczego? Bo krótkie są te Twoje rozdziały. Ale cóż zrobię... Chyba będę musiała cicho jęczeć i czekać z niecierpliwością na kolejną część.
    Weny życzę!

    http://the-gates-of-earth.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei się bardzo cieszę, że wciąż czytasz moje wypociny ;-)
      Wiem, wiem. Stanowczo za krótkie. Ale obiecuję - na dniach zabieram się za następny, który będzie dłuższy.
      Ściskam.

      Usuń
  10. Hej! Bardzo się cieszę, że w końcu znalazłam czas na przeczytanie tego rozdziału... Muszę Ci powiedzieć, że jak zwykle pozytywnie mnie zaskoczyłaś.... Z rozdziału na rozdział ukazujesz coś nowego, co przyciąga uwagę... Dziś urzekłaś mnie już na samym wstępie. A mianowicie zwróciłaś moją uwagę na świetne opisy, które są bardzo plastyczne, jak i idealne zobrazowanie sytuacji...! Co więcej, tytuł tego rozdziału jest adekwatny do treści... Jest "krwawo", ale mogło być gorzej... Widać że posiadasz "zmysł literacki".... Muszę się niestety jednak do kilku rzeczy przyczepić, żeby nie było tak słodko... jedną z tych rzeczy jest długość rozdziału, który jest niesamowicie krótki... akcja zbyt szybko się rozwija, co sprawia wrażenie niedosytu, spróbuj czasem przetrzymać akcję, zrobić zatrzymanie i skupić się na otoczeniu, myślach, czy emocjach innych bohaterów... staraj się też o dłuższe dialogi, gdyż twe piękne opisy i metafory przyćmiewają tę część i stają się takie trochę wyrwane z kontekstu... Mam nadzieję, że moje uwagi potraktujesz, jako konstruktywną krytykę, a nie jako złośliwość z mojej strony... Pracuj nad szczegółami, a niedługo zobaczysz niesamowity efekt! W szczególności, że już posiadasz "zmysł literacki", świetnie tworzysz fabułę, klimat, opisy, jak i idealnie zarysowane postacie, a to już ogromny sukces! Czekam więc na nexta! Pozdrawiam ciepło Carlli ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)
      Rozumiem Cię, sama ubolewam nad długością rozdziałów. Są coraz krótsze, bo mam niewiele czasu. A kiedy zabieram się do roboty, szybko chcę dodać kolejny wpis. Nic u mnie nie "poleży w szufladzie".
      Nad dialogami wciąż pracuję. Nigdy mi nie wychodziły. Najchętniej w ogóle bym z nich zrezygnowała, ale obawiam się, że wtedy tekst byłby zbyt... "suchy"? Nie wiem, czy to odpowiednie słowo. W każdym razie - dopracuję to.
      Dziękuję za opinię. To dla mnie bardzo pomocna wskazówka.
      Ściskam!

      Usuń