niedziela, 15 grudnia 2013

10. Niespodziewanie

Olbrzymi okręt wypłynął na morze podekscytowania. Czarne żagle, w które nieprzerwanie od wielu lat dmuchał nieczuły wiatr, zwiastowały widmo nieszczęśliwych wypadków. A słońce na nieboskłonie mogło się jedynie przyglądać niefortunnym zbiegom okoliczności...
Wyciągam dłoń w stronę klamki, gdy rozlega się dość nietypowe pukanie. Pospieszne, choć nieponaglające. Delikatne. Otwieram drzwi wolną ręką. Moim oczom ukazuje się Eire. Obrzucam ją chłodnym spojrzeniem, mówiąc:
— Co ty tu robisz, Rytis? 
Blondynka niemal natychmiast przestępuje próg, krzywiąc się niesmacznie na widok serca, które wciąż trzymam w dłoni.
— To na moje powitanie? — pyta uszczypliwie. — Nie ważne — dodaje po chwili.
Drżą jej wątłe nogi, a na zaciśniętych pięściach doliczyć się mogę kilku wystających żył.
— Yao jest w złym stanie — wypala. — Jego serce nie wytrzyma zbyt długo. Chce cię widzieć, pomimo tego, że rzuciłaś wszystkie obowiązki w cholerę i pobiegłaś truchcikiem zemścić się na Edgarze.
Po moim ciele przechodzi dreszcz. Wzdłuż lini kręgosłupa pełznie strach. Głośno przełykam ślinę. 
— Idź do niego — odzywa się Gabriel, o którego obecności zdążyłam już zapomnieć.
Rytis prycha cicho w kierunku mojego wychowanka. Odkąd tylko syn Edgara pojawił się w siedzibie Stowarzyszenia, traktowała go, jak maleńkiego robaka. A wbicie w ziemię i zmieszanie z błotem mężczyzny postawiła sobie za punkt honoru.
— Masz rację, Godlevsky — mówi powoli, wsączając w każde słowo sporą dawkę ognistej nienawiści. — W nagrodę posprzątasz za Mariettę to małe bagienko, a ja zabieram ją do siedziby.
Kiwam głową.
— Tak. Yao jest teraz najważniejszy. Weź je — podaję Gabrielowi serce Samuela — i schowaj do lodówki. 
Nie patrzę brunetowi w oczy. Wiem, co w nich zobaczę. Nieopisany żal. Z pewnością spróbuje nim zaatakować. Widzę, że jestem dla niego najważniejsza. Niczym jednak nie przekona mnie, by i on stał się kimś istotnym. Gabriel to po prostu wyborowy pionek w mojej grze. Pionek, na którym mogę polegać, a jego lojalność nie zna granic.

Droga do kwatery Stowarzyszenia mija zadziwiająco szybko. Najbardziej przyczynia się do tego Eire, która za kierownicą jest istnym demonem prędkości. Nie zawraca sobie głowy czymś takim jak światła, przejścia dla pieszych czy ustąpienie pierwszeństwa. W ciągu kilkunastu minut docieramy na miejsce. Jak na skrzydłach pragnę pofrunąć do mego Mistrza, lecz blondynka nie pozwala mi na to. Najpierw zabiera mnie do swojej komnaty, zatrzaskując za nami drzwi. 

— O co chodzi? — pytam napastliwie. 
Mam wrażenie, że całe pokłady cierpliwości jakimi dysponowałam zostały wyczerpane. Niepokój o stan przywódcy bierze górę nad instynktem samozachowawczym.
— Przez tydzień twojej nieobecności wiele się zmieniło. Zhu jest teraz panem i władcą. Wszystkich traktuje, jak brud pod paznokciem. Sądzi, że gdy Yao odejdzie do krainy wiecznej szczęśliwości, on zostanie jego następcą.
Parskam śmiechem.
— Władza nie jest dziedziczna. Liczą się zasługi, umiejętności i zdolność podejmowania dobrych decyzji. 
Towarzyszka beznamiętnie wzrusza ramionami, chociaż pręży w gniewie wszystkie mięśnie twarzy.
— Wiem to ja i wiesz to ty. Znajdzie się także kilka innych osób o podobnym zdaniu. Jednak Zhu, pomimo całej swej arogancji, ma tu wielu przyjaciół, którym poluzuje smycz, gdy zasiądzie na ciepłym stołku. Jak myślisz, kogo poprą? Nas czy jego?
Przygryzam wargę, zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją. Zhu zna wiele wpływowych osób. Oni z kolei mogą zaszkodzić tym, którzy nie zechcą się podporządkować. 
— Zaryzykujesz ze mną czy sama mam się ubabrać po łokcie? — pytam w końcu, rzucając złośliwy uśmieszek
Rytis szczerzy białe zęby w odpowiedzi.
— Też chcę skopać mu tyłek. Dlatego po ciebie pojechałam, choć Pan Zadarty Nosek zakazał cię o czymkolwiek informować.
Wzdycham cicho, wracając myślami do Mistrza.
— Naprawdę uważasz, że Yao już z tego nie wyjdzie?
— Nie ma takiej opcji. To dziwne, że jeszcze w ogóle żyje. Nie jeden przebiłby się ostrzem, byleby tylko zakończyć cierpienie. A nasz Krzewiciel wciąż tam leży, chociaż oddech ma cholernie nierówny.
— Ruszajmy więc do niego. 
Kieruję się w stronę wyjścia, lecz czuję dotyk na swym ramieniu. 
— Najpierw obmyj dłonie. Chyba nie chcesz go przerazić tą krwią? I włóż szatę. Nie wypada iść do umierającego w wytartych spodniach — komentuje wyniośle, wskazując sukmanę przewieszoną przez krzesło. 
Natychmiast myję ręce w misce z letnią wodą i wkładam to, co mi przygotowała. Razem udajemy się do Yao.
Staruszek leży w swym łożu na wznak. Powieki ma opuszczone. Klatka piersiowa mizernie faluje, a usta naznaczone są dziesiątkami pęknięć. 
Łzy napływają mi do oczu. 
— Mistrzu mój — szepczę, klekąjąc przy mężczyźnie. 
Chwytam jego pomarszczoną i bladą dłoń. Muskam ją wilgotnymi wargami.
— Córo — charczy po chwili. — Czekałem na ciebie.
— Nie zostawiaj Skocznej Sarny z tym wszystkim... — Błagam go żałośnie.
Tak bardzo pragnę, by nie odchodził. By nie opuszczał uczennicy, która ledwo co wyrosła z zabawkowych maczet.
— Tam czeka na mnie ukochana. A ty musisz tu zostać i zjednoczyć moich ludzi. Rządź nimi, dbaj o ich dobro. 
— Yao, nie...
— Skarbie, pozdrowię twoją matkę. Nie martw się... — Jego usta zamierają. Oczy wypełnia leniwa mgła, a po policzku spływa pojedyncza łza. 
— Tatku! — krzyczę w rozpaczy. 
Tak właśnie kończy się kolejny etap w moim życiu. Jedna osoba, którą kocham przychodzi na świat, lecz mi ją odbierają. Druga natomiast z niego odchodzi, zostawiając po sobie ogromną pustkę w moim kamiennym sercu.
— Marietto... — odzywa się Rytis, podchodząc bliżej. Otula mnie ramieniem. Unosi mą brodę do góry, zmuszając, bym na nią spojrzała.
— Damy sobie radę. 
Przywiera do mnie, całując delikatnie. Puszczam dłoń Mistrza, by ująć twarz blondynki. Pocałunkiem przekazuję jej całą frustrację, złość i żal. Namiętność wybucha w nas, a ciało Krzewiciela ostatecznie stygnie z żaru życia.
Ktoś jednak zechciał przerwać nam ten niespodziewany wybuch czułości. Ręcznie rzeźbione odrzwia nieprzyjemnie zgrzytają. Do środka wpada rozsierdzony Zhu, wybałuszając oczy na całujące się kobiety. My jednak nie przerywamy. Rytis popada w ekstazę, ja przeobrażam się w bezwzględną wilczycę. A pobudzona zwierzyna zawsze osłoni ciałem swego towarzysza. 
Nawet przed spadającym gruzem zszarzałego nieba.   


Miałam chwilę zwątpienia, przyznaję. Chciałam zawiesić bloga, jednak postanowiłam, że jeszcze pomyślę nad fabułą. W końcu wpadłam na natchnienie, które skryło się pod biurkiem. 
Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu. Czekam na celne uwagi, które nakierują mnie, gdy zbłądzę. 

Życzę wesołych i spokojnych świąt! 
Ściskam Was mocno.

22 komentarze:

  1. Cieszę się, że postanowiłaś napisać kolejny rozdział. Mnie osobiście nie będzie przeszkadzało, jeżeli stwierdzisz, że potrzebujesz więcej czasu na szukanie natchnienia. Lepiej pisać coś dłużej i mięć więcej dopracowanych elementów niż wystawiać coś byle jak na szybko. Co do rozdziału, to w sumie nie mam zbytnio do czego się przyczepić. Chociaż... na początku pojawiła się taka mała wymiana myśli Marietty. Chodzi mi o fragment "Nie patrzę brunetowi w oczy. Wiem, co w nich zobaczę. Nieopisany żal. Z pewnością spróbuje nim zaatakować." Może to trochę głupie, ale nie załapałam, o co tutaj chodziło. Proszę, wytłumacz mi w odpowiedzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ten fragment zmieniałam wiele razy. W końcu (najprawdopodobniej) zastosowałam skrót myślowy. Czyli, jak zwykle, jest on zrozumiały jedynie dla mnie. Niemniej jednak cieszę się, że o niego pytasz.
      Gabriel niewątpliwie darzy Mariettę jakimś uczuciem. Nie zostało ono przeze mnie bliżej opisane, ponieważ nie jest istotne w gwałtownym wirze reszty emocji.
      Syn Edgara pragnie wziąć naszą bohaterkę na litość, wzbudzić w niej żal. Jednak (jeśli do czegokolwiek by między nimi doszło) czy relacje, związki między ludźmi oparte na wcześniej wspomnianej litości trwają latami? Nie sądzę. Lecz to moja subiektywna ocena.
      Marietta należy do grona osób, których w ten sposób podejść się nie da. Chociaż jest ona jedynie człowiekiem i miewa chwile załamania. Dziewczyna boi się, że bariera chłodu, która ją otacza może zostać naruszona, a nawet zburzona przez mężczyznę. A tego nie chce ani ona, ani ja. Unika więc Gabriela i sztuczek, których Godlevsky stosuje całkiem nieświadomie.

      Dziękuję za Twój komentarz oraz zadane pytanie. Mam nadzieję, że teraz rozumiesz, co miałam na myśli :-)

      Jeszcze raz dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  2. Garść potknięć:
    - „Delikatne, a zarazem dystyngowane.” - wyrażenie „a zarazem” implikuje, że nastąpi jakaś sprzeczność, wydaje mi się jednak, że „dystyngowany” nie jest epitetem opozycyjnym do „delikatny”.
    - „Drżą jej kruche nogi” - w tym kontekście „kruche” niezbyt pasuje, domyślam się, że chodziło Ci po głowie raczej „wątłe”?
    - „Chcę cię widzieć, pomimo tego, że rzuciłaś wszystkie obowiązki w cholerę i pobiegłaś truchcikiem zemścić się na Edgarze.” - Chce.
    - „Nie zawraca sobie głowy czymś takim, jak światła” - tutaj bez przecinka.
    - „Najpierw zabiera mnie do swojej komnaty, zatrzaskując za nami drzwi na cztery spusty.” - zamyka się na cztery spusty : )
    - „Mam wrażenie, że całe pokłady cierpliwości, jakimi dysponowałam zostały wyczerpane.” - przecinek przed „zostały”, zazwyczaj przecinkami oddziela się od siebie fragmenty zdania z odmienionym czasownikiem.
    - „—Zaryzykujesz ze mną czy sama mam się ubabrać się po łokcie?„ - podwójne „się”
    „— Ruszajmy więc do niego.
    Ruszam w stronę wyjścia, lecz czuję dotyk na swym ramieniu” - powtórzenie.
    „Natychmiast myję ręce w misce z letnią wodą i wkładam to, co przygotowała mi kobieta. „ - wystarczyłonby „co mi przygotowała”, każdy wie, o kogo chodzi.
    „— Córo — charczy po chwili. — Czekałem na Ciebie” - tekst literacki to nie list, zwroty piszemy małą literą.
    „—Skarbie, pozdrowię twoją matkę. Nie martw się... „ - swoją matkę.
    „—jego usta zamierają. „ - Jego wielką literą.
    „Druga natomiast z niego odchodzi, zostawiając po sobie ogromną wypustkę w moim kamiennym sercu. „ - pustkę?

    Znów wstawiasz niezwykle krtótki fragment! Sama, nie wiem, co o nim myśleć. W moim osobistym odczuciu brzmi nieco gorzej niż reszta, zupełnie, jakbyś pisała go od niechcenia, lub bez wyraźnej ochoty... Pod fragmentem napisałaś, że chciałaś zawiesić bloga. Co do tego, w przeciwieństwie do komentarza powyżej, odradzam Ci porzucanie projektu. Z doświadczenia wiem, że najlepiej zmusić się i przełamać, by dokończyć coś, co nawet Cię nie satysfakcjonuje i Ci się nie podoba, niż wszystko zaprzepaszczać. Ukończenie powieści, nieważne jak niedopracowanej, jest zawsze niezwykłą dawką doświadczenia, które pozwoli wyeliminować Ci teraźniejsze błędy w przyszłych projektach. Jeśli porzucisz teraz opowiadanie, nie zdobędziesz wiedzy niezbędnej, by się wciąż rozwijać. Osobiście mogę Ci tylko poradzić nie publikowanie tekstu na blogu, dopóki go nie skończysz. Z prostej przycyzny, ten rodzaj publikacji wymaga od Ciebie nienaturalnego fragmentowania tekstu (a'la serial telewizyjny), wprowadzania przeskoków i skrótów fabularnych, które nie występują w „normalnej” powieści, w związku z tym sprwadzasz na siebie niepotrzebne ograniczenia. Poza tym myślę, że Twój tekst cierpi z powodu nieodpowiedniej organizacji pisania, piszesz rzadko i małymi fragmentami, w tym wypadku przydałaby Ci się pewna dyscyplina – pisanie jednej strony dziennie, whatever, chodzi o to, by nie wypadać z pisarskiego ciągu, który, jak mi się wydaje, rzutuje na spójność fabularną. Myślę również, że warto, byś dalej pisała, tekst ma w sobie potencjał i doszlifowany, mógłby okazać się bardzo dobry.
    Przepraszam za ilość rad zawartych w tym poście : ) Mimo wszystko nie czuję się nikim uprawnionym do szafowania nimi, szczerze mówiąc, jestem o nie bardzo zazdrosna, ponieważ jako pisarz, do wszystkiego, co wiem, doszłam sama, w związku z tym rzadko dzielę się zdobytą wiedzą, ale z powodu tego opowiadania staję się dziwnie gadatliwa...
    ~DeathAwaits

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nareszcie nadeszły wolne dni, spróbuję się zdyscyplinować. Niekiedy brakuje czasu na pisanie, ale możliwe, że masz rację. Powinnam wpaść w ciąg pisarski, jak to ujęłaś.
      Nie przepraszaj za rady, bardzo je sobie cenię! Wszystkie błędy poprawiłam, choć w jednym przypadku nie masz racji. A mianowicie:
      "— Skarbie, pozdrowię twoją matkę. Nie martw się... "
      Nie, miało być "twoją". Yao znał matkę Marietty. Na razie nie zdradzę, kim dla siebie byli.
      Bardzo, bardzo dziękuję za Twój komentarz i wszystkie cenne uwagi. Każdą wskazówkę biorę sobie do serca.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. ach tak, oczywiście, w tym miejscu się pomyliłam (zwykła nieuwaga), za co serdecznie Cię przepraszam.
      lubię czytać opowiadanie, które piszesz, ale myślę, że dobrze zrobiłoby Ci chwilowe odłączenie się od publikowania, raczej napisanie w ciągu kilku-kilkunastu rozdziałów i dopiero zamieszczenie na blogu. prawdopodobnie powinno to zaradzić "szatkowaniu" akcji. oczywiście, jak najbardziej wskazane, abyś znalazła sobie kogoś, najlepiej dość bezstronnego, komu mogłabyś podsyłać teksty na bieżąco i poznawać na ich temat opinię... to zawsze dobrze robi na wenę.
      pozdrawiam Cię serdecznie : )
      ~Death Awaits

      Usuń
    3. Ależ nic się nie stało. Myślę, że zastosuję się do Twojej rady. Szatkowanie tekstu po części wynika także z moich początków pisania. Nie tworzyłam długich tekstów, lecz właśnie krótsze, gdzie mój rozmówca pomagał mi kreować losy bohaterów.
      Może więc właśnie dlatego mam skłonności do dzielenia tekstu i pisania go małymi partiami.
      Ściskam! :>

      Usuń
  3. Olbrzymi okręt wypłynął na morze podekscytowania. To zdanie chwyciło mnie za serce i nie wiem, dlaczego, ale kojarzy mi się z jednym serialem... Właściwie to nie wiem, co mam napisać o tym rozdziale. Jest dobry, ale to chyba nie nowość. Odkąd tu zajrzałam byłam pod wpływem tej historii i moim zdaniem nie powinnaś jej zawieszać. Jeśli potrzebujesz więcej czasu na pisanie, nie ma sprawy. Wszyscy to zrozumieją i poczekają. Publikowanie i ciągnięcie czegoś na siłę to natomiast zupełnie inna rzecz.
    Wesołych Świąt i udanego Sylwestra!
    Pozdrawiam.

    http://pomimo-grawitacji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jakim serialem Ci się kojarzy, jeśli mogę spytać? Szczerze mówiąc, w ostatnim czasie niewiele ich oglądam. Trudno mi stwierdzić, czy podświadomość podsunęła mi takie sformułowanie właśnie ze względu na niego. :)
      Powoli zbieram się za porządną edycję powstałych rozdziałów. Potrzebuję trochę czasu, by rozpisać się, poćwiczyć. Niemniej jednak, nie zawieszę bloga.
      Dziękuję bardzo za opinię.

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Piszesz wszystko tak pięknie i zawile. Jedyne czego bym chciała od Ciebie to tego byś więcej i więcej pisała.

    Zapraszam do czytania http://pamietam-wczoraj.blogspot.com/ Nowe początki. Prolog. Przejdź się ze mną nad Styksem, by poznać tajemnice jasnego i ciemnego poselstwa. Z całego serca pragnę stałych czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też tego chcę. Powoli dążę do wyznaczonego celu. ;)
      Odwiedzę z pewnością.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Rozdział cudo.
    Chcesz poddać swój blog ocenie i wypromować się? Zapraszam na:
    http://emi-marshall-ocenialnia-feniksa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest cudownie nieprzewidywalne! I w dodatku napisane z lekkością, której można tylko pozazdrościć!
    Czekam na kolejną część ;) Dasz rade ;) Wena bywa zdradliwa, ale zobaczysz, że wróci. Zawsze wraca :)
    Pozdrawiam i szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 100 % - wraca. Żałuję tylko, że na tak krótki czas. Ale łapię ją i zamykam w szkatułce, więc nie jest tragicznie.
      Dziękuję :>

      Ściskam!

      Usuń
  7. W końcu dotarłam... Przepraszam, że tak późno.
    Szczerze? Spodziewałam się czegoś innego, ale sama nie wiem czego. Czegoś mi po prostu zabrakło i czuję dziwny niedosyt. Być może jest to sprawa tego, że fragment jest bardzo krótki, a dużo opisuje. Tak, zdecydowanie brakuje mi słów. Proszę, pisz dłuższe opisy, dobrze? Bo ta śmierć wydała mi się taka nijaka. Niemniej jednak niektóre zdania są tak piękne, że wrzuciłabym je na listę cytatów. Twój styl jak zwykle mnie zachwyca, więc życzę Ci weny na pisanie takich perełek. I mam tylko nadzieję, że M. będzie miała już teraz z górki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, nie poświęciłam zbyt wiele słów śmierci Yao. Jako głównemu krzewicielowi faktycznie należy się więcej. W poprawionej wersji rozdziału z pewnością wprowadzę zmiany.
      Marietta całe życie ma pod górkę c:

      Również pozdrawiam.

      Usuń
  8. Chyba czuję w tym rozdziale nieco twojego zmęczenia, ale to może dlatego, że brakuje mi Twoich niesamowitych opisów, bo rozdział to w większości dłuższy dialog. Niemniej, jakkolwiek to dziwnie może zabrzmieć, podoba mi się, że rzucasz tyle kłód pod nogi bohaterki, niby co za dużo to nie zdrowo, ale bohaterowie za łatwo mieć nie mogą, tu się chyba zgadzamy :D Wydaje mi się, że ma taki charakter, że te wszystkie przeciwności nie załamią jej, a wręcz przeciwnie, sprawią, że obnaży kły i wystawi pazury, a ktokolwiek stanie na jej drodze zostanie rozszarpany. I bardzo dobrze :D
    Pozdrawiam i trzymam kciuki, żeby wena wróciła, kapryśny stwór z niej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmęczenie jest ostatnio moim drugim imieniem :)
      Zgadzamy, zgadzamy. Życie jest istnym pasmem niepowodzeń, więc w opowiadaniach nie może być inaczej. Zapewniam Cię, że Marietta jest w stanie rozszarpać każdego :>
      Bardzo kapryśny.
      Dziękuję i również pozdrawiam!

      Usuń
  9. Kochana niesamowicie piszesz, nie wiem czy mnie pamiętasz.Znalazłam twój blog i postanowiłam zacząć od nowa czytać twojego bloga.


    W kraju wiecznego ładu porządku i ciepła nastaje wieczna zima, która sprawia,że ginie prawie cała populacja ludzka. Na świecie zostaje tylko kilka osób : Tania, Olivia, Daphne,Jack, Todios oraz Gaspar. Dlaczego los wybrał akurat ich? Czy są wybrańcami? Jakie prawa żądzą teraz światem co ich czeka i czy przetrwają zimę ?
    http://gromki-plomyk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pamiętam!
      Cieszę się, że wpadłaś do mnie ponownie.

      Usuń
  10. Jest sporo pomniejszych błędów. Ja chciałbym Ci zwrócić uwagę na tworzenie zdań. Powinnaś odpowiednio skorelować ze sobą zdania pojedyncze oraz wielokrotnie złożone. Najlepiej metodą ,,złotego środka" wyrównać ilość występowania oby dwóch rodzajów.

    Poza tym czyta się względnie przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za radę. Postaram się poprawić.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  11. Podoba mi się twoje opowiadanie, szkoda, że zostało porzucone...
    Chciałam zaprosić do moich opowiadań, może któreś ci się spodoba.
    wadazagency.blogspot.com
    opowiadanie-demona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń